wtorek, 26 listopada 2013

Najpierw uzdrowienie władz, potem uzdrowisko

Hanna Gronkiewicz-Waltz po wygranym referendum powiedziała, że to była dobra nauczka, że nie wystarczy budować, trzeba jeszcze rozmawiać z ludźmi. Piotr Grzymowicz niestety tej lekcji nie dostał. Referendum go ominęło. Budował i buduje sobie a nie nam, mieszkańcom. Mam nadzieje, że zadziała tu zasada - kto się nie uczy ten odpada z gry.
Poniżej artykuł Krzysztofa Suchowieckiego z Forum Rozwoju Olsztyna, który zastanawia się co dalej z naszym miastem i czy demokracja na poziomie lokalnym sprawdzi się i "uzdrowi" władzę. (Jacol)
 
Wygląda na to, że ozpoczęła się już kampania wyborcza przed wyborami samorządowymi w 2014 roku. Jednym z przejawów, jest chociażby klip na youtube, w którym prof. Wojciech Maksymowicz, do niedawna członek PO, tłumaczy dość zawile i chropawo, że Olsztynowi potrzebna jest prawdziwa wizja rozwoju, a dokładniej uzdrowisko. A ja twierdzę, że Olsztynowi nie jest wcale potrzebne uzdrowisko, ale uzdrowienie. Uzdrowienie władz lokalnych! jego autorami powinni być członkowie organizacji pozarządowych i wszyscy Ci, którzy aktywnie działają na rzecz naszego miasta (nie mylić z obecnymi politykami).
Większości z nas marzy się Olsztyn nowoczesny, przyjazny mieszkańcom i dobrze zarządzany.  Jestem oczywiście świadom obiektywnych trudności, których nie jesteśmy w stanie pokonać. Problemów, których nie zdołamy rozwiązać własnymi siłami. Marzy się nam miasto, które nie będzie drugim Wrocławiem czy Gdańskiem, ale które może być przyzwoitym średniakiem w skali ogólnopolskiej.
Obserwując w jakim kierunku zmierza Olsztyn, wielu z nas stwierdziło, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Dlatego zaczęliśmy zakładać stowarzyszenia, nieformalne grupy, organizować się na różne sposoby czy po prostu mówić głośno o pewnych problemach. Warto więć, na rok przed wyborami samorządowymi zastanowić się, czy udało się nam zmienić Olsztyn na lepsze. Moim zdaniem nie – pomimo wielu wysiłków. Olsztyn staje się coraz bardziej prowincjonalnym miastem, z którym coraz rzadziej się identyfikujemy. Jest miastem, w którym zaczynamy czuć się obco i na którego los nie mamy wpływu. Z Polski B stajemy się Polską C.
Gdy ponad dwa lata temu wstąpiłem do „Forum Rozwoju Olsztyna” FRO wierzyłem naiwnie, że działając z poziomu stowarzyszenia można dokonać widocznych zmian. Nie mówię tu o cudownej przemianie Olsztyna w krainę miodem i mlekiem płynącą. Wierzyłem jednak w możliwość zmiany w sposobie myślenia lokalnych władz o Olsztynie – trwałej zmiany. Zdaję sobie sprawę, że brak znaczących sukcesów to w jakimś stopniu nasza wina – mało efektywny sposób dotarcia do „zwykłych” mieszkańców i władz. Jednak zasadniczym problemem jest to, iż społecznicy oraz lokalni politycy i urzędnicy mówią w dwóch różnych językach i nigdy nie dojdą do porozumienia. Po dziesiątkach apeli, próśb, spotkań konsultacyjnych, wysłanych listów itp. itd., po kilku latach działań, jesteśmy dalej w tym samym miejscu. Nasi lokalni politycy nie zmienili się ani trochę. Prezydent Grzymowicz nadal nie rozumie czym jest dialog ze społeczeństwem i będzie realizował swoją wizję „rozwoju”, mimo iż nie znajduje ona poparcia wśród mieszkańców. Być może są wśród nas tacy, którzy wierzą, że zmiany powinny zachodzić w drodze ewolucji, nie zaś rewolucji i wyznają zasadę, że kropla drąży skałę. Uważam jednak, że Olsztyna nie stać na ewolucję. Bo taka ewolucja to powolne umieranie Olsztyna. Potrzebna jest natomiast obywatelska rewolucja!
Nadszedł w końcu czas, aby faktycznie wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować sił w wyborach. Nie widzę obecnie innej, realnej możliwości wpływu na olsztyńską rzeczywistość. Uważam, że gdyby udało się połączyć różne grupy i organizacje, a także osoby działające w pojedynkę, możliwe byłoby stworzenie komitetu, który miałby realne szanse, aby uzyskać co najmniej skromną reprezentację w Radzie Miasta. Zresztą nie chodzi nawet o sam wynik. Chodzi o to, aby nadać kampanii wyborczej pewien ton, aby politycy od lat przyklejeni do stołków musieli wysilić się trochę bardziej niż dotychczas i skonfrontować z osobami spoza obecnego układu, które myślą według zupełnie innych schematów. Wierzę, że skoro umiemy współdziałać na co dzień, walcząc o lepszy Olsztyn, to potrafilibyśmy połączyć siły i zawalczyć również o realną władzę.
Do wyborów pozostało mniej niż 365 dni. To ostatni dzwonek, aby rozpocząć prawdziwą dyskusję o ewentualnym starcie. Taka dyskusja powinna być naturalną koleją rzeczy, szczególnie w Olsztynie, gdzie narzekamy na brak kompetentnych samorządowców, którzy potrafiliby sprawnie zarządzać miastem, mieliby wizję, a nie tylko politycznie zaplecze, dzięki któremu mogą trwać od lat przy władzy. Być może okaże się, że jest wielu, którzy również myślą o udziale w wyborach. Być może okaże się, że jest wielu takich, którzy chcieliby oddać głos na świeżych kandydatów. Jeśli tej dyskusji zabraknie, będzie to oznaczało, iż bardzo słabo wychodzi nam budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Bo społeczeństwo obywatelskie to nie działanie dla samej idei, ale wykorzystywanie szans, gdy nadarzy się okazja i branie odpowiedzialności, gdy zachodzi potrzeba. A takim momentem będą nadchodzące wybory samorządowe.
Krzysztof Suchowiecki

2 komentarze:

  1. Taki kandydat jest maksymalnie pożądany... zostało mało czasu, jestem pewien że zebrał by dużo głosów. Tylko gdzie on jest, uratujcie nas od konieczności wyboru między Szmitem, Małkowskim i Grzymowiczem. RATUNKUUUUU

    OdpowiedzUsuń
  2. Ważne jest, aby niechcący nie przekroczyć pewnej cienkiej granicy i z organizacji społecznej nie zrobić organizacji politycznej.

    OdpowiedzUsuń