piątek, 27 lipca 2012

Dziwujcie się narody, Warmia i Mazury planują misję na Marsa

Regionalne matrixy nie zrażone problemami stołecznego matrixu intensyfikują działalność. Nawet sezon wakacyjny nie przeszkadza im w snuciu ambitnych projektów.
Zaczęło się od tego, że Elbląg dodał gazu i przyspieszył! Oddajmy  jednakże honor autorowi tej strategii, zmałpowali po prostu Piotra Grzymowicza i wyjechali z czymś takim:


Tatarstan, Korea Południowa i inne tygrysy azjatyckie podobno sa poważnie zaniepokojone dynamiką elbląskiego przyspieszenia. Skoro Elbląg przyspieszył to i zapędził się aż do Chin. Na stronie urzędu miasta wyczytać możemy "Elbląg bramą Chin do Unii Europejskiej" (źródło).

Biedne Chiny, za nic nie udaje im się ekspansja handlowa. Unia nie kupuje chińskich towarów, a brama do eksportu jest ciągle zamknięta, a nawet jej brak. Na szczęście Elbląg wyruszył z pomocą:



"Elbląska delegacja, której przewodniczy prezydent Grzegorz Nowaczyk, będzie przekonywać chińskich przedsiębiorców, że nasze miasto to najlepsze miejsce do ekspansji na rynki Unii Europejskiej."

Najlepsze miejsce do ekspansji? I ci biedni Chińczycy jeszcze tego nie wiedzą? To ambitna wizja, takiej śmiałej wizji brakuje Piotrowi Grzymowiczowi, który skoncentrował się na dłubaniu w betonie.

Jakby ktoś był sceptyczny to są i konkrety:

"W wypadku Elbląga korzystamy z nawiązanych już kontaktów z miastem Laibin leżącym w regionie Guangxi, stolicą regionu jest właśnie Nanning. "

Co to to Laibin z regionu Głangksi? Może i Olsztyn by się podczepił pod te Laibin, skoro takie wpływowe... Sprawdzamy więc:
Nie do wiary. W kraju , w którym jest 97 miast powyżej miliona mieszkańców, Laibin ze swoimi 59 tysiącami to jakaś mała osada. O jakich bramach tam można rozmawiać? Zapewne jakieś prowincjonalne chińskie kacyki partyjne robią sobie przedstawienie z udziałem elbląskich "turystów". Powiedzmy wprost. Chińczycy robią od dawna interesy na miliardy Euro z Niemcami i Francuzami i ani jedni ani drudzy o Elblągu i Laibin nawet nie słyszeli.
Na taki rozwój wydarzeń aktywnie zareagował bliżej nieznany nam dotychczas pan Marian Podziewski (podobno wojewoda, ale chyba niczym się dotychczas nie wyróżnił oprócz tego, że zapewne jest z PSL :-). Jak donoszą ogólnopolskie media cyfrowe (czcionka zachowana bo i news zaiste godny tego rozmachu)

Warmia i Mazury chcą współpracować z Japonią źródło

Pytanie tylko czy Japonia chce? Z opisu wydarzeń wynika, że Warmia chce a Japonia tylko rozmawia:)



"O źródłach energii odnawialnej, małym ruchu granicznym i rozwoju turystyki rozmawiali wojewoda warmińsko- mazurski Marian Podziewski i ambasador Japonii Makoto Yamanakim. Dla wojewody najważniejsze były jednak możliwości dwustronnej współpracy - informuje Radio Olsztyn.

Jak powiedział wojewoda Marian Podziewski jest kilka obszarów, w których możemy współpracować, między innymi wzajemna wymiana technologii."
O ile o całej reszcie można dyskutować to "mały ruch przygraniczny" i " wzajemna wymiana technologii" przekracza moje możliwości poznawcze. Rozumiem, że chodzi o to , że mamy blisko do obwodu, a z obwodu to już rzut beretem do Japonii, bo przecież Rosja też graniczy z Japonią. Wychodzi na to, że Japonia to taki sam sąsiad jak Węgry czy Holandia. Wszystko jasne. 
Gorzej z technologią. Zapewne Japońce oddadzą nam w ramach wymiany swoje technologie z różnych dziedzin, a my im w zamian damy te wszystkie nasze technologie. Będzie wymiana jak równy z równym :)


"Ambasadorowi Japonii bardzo podobało się na Warmii i Mazurach. Makoto Yamanaka zdziwił się, że do tej pory żadna japońska firma nie inwestowała w naszym regionie i dodał, że ewentualna współpraca między naszymi krajami jest możliwa. Jak podkreślił ambasador Yamanaka w Polsce jest już 68 założonych przez Japończyków firm, które bardzo dobrze się rozwijają. "

Że się podobało to nic dziwnego, nam też się podoba. Ale, że się zdziwił w sprawie braku inwestorów japońskich? A co on nie widział tych wszystkich autostrad? szybkich linii kolejowych? lotnisk? przyjaznych urzędników?
Mimo pewnych kontrowersji zawołajmy do pana wojewody: tak trzymać Panie Marianie ! Da pan sobie radę z Japońcami, wręcz jest pan predysponowany do takich misji. Tak pragniemy tych japońskich technologii. Poniżej przybliżamy tą postać:
fot: wikipedia

Czekamy jeszcze aż nowy wicemarszałek, pan Gustaw Marek Brzezin rozpocznie pracę nad komercyjnymi lotami na Marsa. Województwo mogłoby tam pozyskiwać metale ziem rzadkich, które są obecnie w cenie na światowych giełdach. Region w rekach pana Mariana i pana Gustawa nie musi się bać o swoją przyszłość! Teraz to nawet drogi i lotniska nie będą nam potrzebne.
Blog pozwoli sobie tylko dać jedną radę. Panowie! Wasze działania są wspaniałe! Trzeba tylko działać dyskretnie i z rozwagą aby inni nas nie ubiegli albo żeby nie trafić do szkła kontaktowego bo złośliwy Sianecki was zmasakruje śmiechem.

czwartek, 19 lipca 2012

Najazd Hunów na miasto matrixu

Olsztyński matrix budowlany został chyba zaatakowany przez mongolskie plemiona pozbawione gustu, dobrego smaku, a nawet elementarnego poczucia estetyki. Co więcej widoczna jest tam także tolerancja na partactwo, niedoróbki i zwykłą fuszerkę. Jak inaczej okreslić to co się dzieje w mieście? "Wielki inwestor" wydaje pieniądze a w zamian ktoś oszpeca Olsztyn. Spójrzmy na kilka poniższych przykładów z ostatnich "sukcesów" Piotra Grzymowicza czyli ulic Wojska Polskiego i Artyleryjskiej:

Tutaj drogowcy trochę nie trafili w przejście dla pieszych z pasami. Jeden drugiemu kazał malować, to malował, myślenia włączyć nie kazali to i nie włączył. Dwie białe kreski dorysowane po to aby pokazać gdzie powinno znajdować się przejście.


Kolejny nietrafiony malarz. Nie dogadał się z projektantem chodnika i ciach wymalował pasy do trawnika. Ale po co? Nawet jeśli tak było w projekcie to przecież to jest bez sensu! A jakie szpetne!


Kolejny przypadek nietrafionego pędzla poniżej:


Czyżby minęły te czasy gdy sygnalizatory dla dwóch kierunków umiano umieścić na jednym słupie? Przynajmniej w Olsztynie. A przecież ani to piękne rozwiązanie, ani tanie. Rozumiem, że wykonawca "wepchnął" dwa słupki bo mu to pompuje kosztorys, ale my tego nie potrzebujemy.

Meble miejskie, czyli stara wersalka zamiast gustownej kanapy. 
Pamięta ktoś jak podniecano się wspaniałościami z warsztatu pani "estetycznej" ? Miały być różne modele na różne cele. Miejskie, podmiejskie, parkowe. A wyszły księżycowe - obrazek po zagospodarowaniu brzegów Jeziora Długiego. Czyż nie urocza żółć zdobi ten jakże swojski krajobraz? Co to jest i po co?


Podchodzimy bliżej... 
I tak oto widać! Barierka antysamochodowa. Wyobraźmy sobie to niebezpieczeństwo, jedzie samochód i nagle BACH stacza się ze skarpy. Tylko, że ta idiotyczna barierka w takiej sytuacji pęka, bo to nie jest barierka przeciw pojazdom. O co więc chodzi? I czemu stoi tylko na kilkudziesięciu metrach? Może otoczmy wszystkie drogi w Olsztynie. Nie będzie wypadków!
Na pomarańczowo zaznaczone potencjalne kierunki staczania się samochodów...


 
Barierki - jaka jest funkcja tej, przy przejściu pod Dworcem Zachodnim?
Chodzi zapewne o to aby przechodnie nie "ścinali" przejścia "po bandzie", optymalizując swoją trasę, pytanie tylko czemu mieliby właściwie tego nie robić? Może niedługo zaczniemy obstawiać każde przejście dla pieszych w mieście barierkami? Kto powiedział, że na przejście należy wchodzić tylko i wyłącznie pod kątem 90 stopni do ulicy? To są faszystowskie pomysły.

 

To samo miejsce po deszczu. Dobra praktyka budowlana nakazuje budować tak aby woda spływała. Świeży asfalt powinien mieć właśnie taki profil. Co więcej na pewno kałuża nie powinna tworzyć się na przejściu dla pieszych! Wiemy jak się to kończy dla osób czekających przy takiej kałuży. Partactwo do kwadratu.

I na koniec tradycyjne podsumowanie. Wydajemy mnóstwo środków na to aby miasto zeszpecić. Kicz, zaniedbania, tandeta są tolerowane na każdym kroku. Niedoróbki i partactwo także. Przecież ktoś te wszystkie prace odbiera, ktoś podpisuje protokoły. Czy są to ludzie pozbawieni oczu? Domorośli, prowincjonalni drogowcy, którym taki burdel nie przeszkadza w ich otoczeniu? Zapewne we własnych domach mają jeszcze gorzej. Przecież z takich detali powstaje miasto. Chcemy mieszkać w takim dziadostwie? Czemu tak trudno wymagać od wykonawcy?

Jak część z tych usterek skomentował na platformie konsultacyjnej Urzędu Miasta pan Andrzej Karwowski, Kierownik Jednostki Realizującej Projekt III (tj. przebudowa ul. Artyleryjskiej):


"Możliwe, że nie wszystkie inwestycje muszą "mieć tyle rzucających się w oczy błędów", ale ja jeszcze nie spotkałem w żadnej dziedzinie, pracy zupełnie bezusterkowej i pewnie z tego też powodu odbiory i późniejsze gwarancje, wydłużają się terminowo. Pozostaje mi polecić pracę w budownictwie, to razem będziemy dążyć do ideału."

Czyli co? Wolno budować źle, wolno tolerować usterki. Panie Karwowski, niech pan się weźmie ze swoim Maliniakiem do roboty. To nie jest budowa trasy Łazienkowskiej i Dworca Centralnego. Te czasy minęły. Niech pan powie w PGE, które rozpoczyna projekt budowy elektrowni atomowej, że nie ma pracy bezusterkowej. Może jeszcze tego nie wiedzą, bo w przeciwnym razie pewnie by zrezygnowali z takiego pomysłu. A co z budowniczymi metra? mostów? drapaczy chmur? Też mogą powiedzieć, że nie ma pracy bezusterkowej? Pana tolerancja na błędy wykonawców jest zbyt duża. Pan się ośmiesza i tyle. Ośmiesza pan też swojego pryncypała, Wielkiego Budowniczego.

Fot: większość zdjęć pochodzi z platformy http://www.konsultacje.olsztyn.eu/ i jest autorstwa użytkownika Borysa Zadoreckiego.


wtorek, 10 lipca 2012

Olsztyn dodaje gazu

Przyszło upalne lato, jest ciepło, ale od ciepłowni nie uciekniemy.
Temat jest skomplikowany ale chyba niespecjalnie komuś zależy na jego transparentnym przedstawieniu. Za dużo jest niewiadomych, za duży pośpiech, proponowane pomysły są prezntowane hurraoptymistycznie. Co więcej pieniądze jakie wchodzą w grę są znacznie większe niż to razem wzięte wydatki na aquapark, park technologiczny, buspasy, tramwaje. Mowa jest przecież o przedsięwzięciu za 700 (!) mln zł.
Dziwne więc, że sprawa przechodzi w miarę niezauważenie, a jedynie nieliczne media niszowe próbują się tematem interesować. Przyczyniła się do tego nasza kochana i nastawiona na dialog władza - wyciągnęła sprawę ponownie przed wakacjami i urządziła spotkanie konsultacyjne w końcu czerwca, kiedy to każdy normalny człowiek myślami jest już na urlopie albo conajmniej na plaży miejskiej. Taki sprytny trick żywcem przejęty od władzy tej wyższej, urzędującej w Warszawie.

         fot: www.wnp.pl

Nasuwają się następujące pytania, na które należy odpowiedzieć i które powinny być mieszkańcom miasta szczegółowo wyjaśnione:
1. Kto zaniedbał sprawę zapewnienia ciepła dla miasta w trakcie prywatyzacji OZOS? Wychodzi na to, że sprzedano ciepłownie ogrzewającą pół miasta, bez zagwarantowania wieloletniego zaopatrzenia miasta w ciepło. Standardem jest,  że przy prywatyzacji różnych innych zakładów w Polsce, inwestor podejmował różne wieloletnie zobowiązania dotyczące wielu spraw, np. ciągłości zatrudnienia, etc. Przecież to, że miasto ogrzewał OZOS to wynik patologii czasów PRL, tak naprawdę Ministerstwo Przekształceń Własnościowych nas wykiwało. Sprzedało część infrastruktury miasta (teoretycznie w posiadaniu OZOS) ale budowanej z myślą o potrzebach Olsztyna.
Gdzie więc są lokalni politycy? Czy próbowano w związku z tym podjąć działania na szczeblu politycznym? Czy próbowano zorganizować kampanię nacisku społecznego na Michelin? Czemu niedawno Waldemar Pawlak pstrykał sobie fotki nad jakąś ładną maszyną w Michelin zamiast powiedzieć fabrykantom: "nie zostawiajcie Olsztyna na lodzie?" Tym bardziej, że akurat Pawlak lubi takie akcje dla zdobycia paru punktów w sondażach.

Ale po co? Łatwiej podjąć decyzję, że wydajemy 700 mln złotych, to drobnostka, w sytuacji gdy mamy domy na Brzezinach i ogrzewamy się własnymi piecami a rachunki za udane lub mniej biznesy MPEC zapłacą ci z blokowisk. Poza tym niektórzy z nas dostaną nowe zabawki. Z siermieżnej rzeczywistości MPEC przeniosą się do spółeczki celowej. Przaśne życie zamienią na etaty u potentata typu RWE czy Dalkia , nie będą już zwykłymi ciepłownikami ale prawdziwymi yuppies z wielkiej korporacji. Kto by nie chciał? Tym bardziej w Olsztynie, w którym korporacja międzynarodowa to zjawisko na skalę komety przelatującej nad indiańskim rezerwatem. Znając urzędnicze wybory perspektywa odpalenia wielkiej inwestycji z jakimś kosmicznym inwestorem i nadanie nowego biegu własnej karierze jest istotnym motorem tego działania.

Przy okazji. Za ile sprzedano w 1995 roku większościowy pakiet udziałów w OZOS? Wychodzi na to, że była to taka typowa prywatyzacja "po polsku". Michelin został właścicielem większościowym OZOS kupując za 280 mln zł od Skarbu Państwa 66,81 proc. akcji.

Po prawej przeliczamy koszt pieniądza w czasie >>>

Mimo wszystko wychodzi  dziwnie - sprzedano fabrykę z ciepłownią za mniej niż trzeba wydać na zbudowanie nowej ciepłowni. To się nadaję na temat dla dziennikarzy śledczych z mediów centralnych :-)



2. Czemu przez kilka ostatnie lat władze miasta i władze MPEC nie podjęły żadnych działań skoro Michelin sygnalizował od jakiegoś czasu, że zrezygnuje z dostarczania ciepła miastu? Kto jest za to odpowiedzialny? Obowiązkiem miasta jest zaopatrzenie mieszkańców w ciepło. Czemu więc Czesław Małkowski nic nie robił w tej sprawie przez wiele lat? Czemu nie robił nic B. Szwedowicz były prezes MPEC, obecnie prawa ręka P. Grzymowicza?

3. Cytat z ogłoszenia o konsultacjach:  "Wniesienie przez MPEC ciepłowni aportem do nowej spółki nie jest w żadnym wypadku tożsame z prywatyzacją przedsiębiorstwa. Należy to raczej traktować jako formę inwestycji dostępnych przez Gminę środków majątkowych w znacznie większym i bardziej w dochodowym przedsięwzięciu."
Szanowna władzo! Na czym polegac będzie ta znacznie większa dochodowość? W tym  kontekście brzmi to po prostu jak zarabianie pieniędzy na mieszkańcach, bo innej możliwości na uzyskanie tej zwiększonej dochodowości nie ma. Czyli słowo się rzekło, będzie znacznie drożej aby było znacznie bardziej dochodowo? Innej możliwości nie widzę.

4. Cytat z dokumentu "Założenia do planu zaopatrzenia w ciepło, energię elektryczną i paliwa gazowe Miasta Olsztyn" - autor Energoekspert - strona 347

"Odrębnym problemem jest zagrożenie dla ciągłości dostaw gazu na obszarze Polski, ale skala zagadnienia w tym zakresie leży poza zasięgiem wpływu samorządów lokalnych.
Wreszcie należy wspomnieć o innym zagrożeniu rozwoju systemu gazowniczego, jakim jest zagrożenie ekonomiczne, przejawiające się w stale wzrastających cenach gazu, czyniących nieopłacalnym jego użytkowanie do określonych zastosowań, np. celów grzewczych, szczególnie u małych odbiorców, gdzie ogrzewanie węglowe jest stale relatywnie tańsze."

Jak nalezy to rozumieć? Skoro nie jesteśmy w stanie wpłynąć na bezpieczeństwo dostaw gazu czy na jego ceny to po prostu ignorujemy problem? Narażając się w ten sposób na ryzyka polityczne związane z monopolem gazu rosyjskiego na polskim rynku?

5. Jaka jest relacja kosztu ciepła produkowanego z gazu do ceny ciepła produkowanego z węgla?
Powszechnie wiadomo i są na to źródła, że z gazu jest drożej w związku z tym kolejne pytanie:

6. Jaki wzrost ceny ciepła przy realizacji kombinatu wynika z przygotowanych modeli finansowych?
Początkowo mówiono, że żaden. Teraz mówi się o tym, że będzie to 50%. Oponenci ratusza twierdzą, że 300%. Czyli można zaryzykować twierdzenie, że ostatecznie spotkają się po środku i cena ciepła wzrośnie o jakieś 100-150% ?

7. Jaka jest wielkośc rynku ciepła w Olsztynie? Jak odnieść to do kosztów związanych ze spłatą inwestycji?
Przy inwestycji finansowej na poziomie 700 milionów, roczny koszt zaangażowanego kapitału przekroczy zapewne  10%. Co oznacza, że spółka celowa musiałby  w ciągu roku ponosić koszty minimum 70 milionów złotych związane z samym finansowaniem. Do tego roczne koszty amortyzacji w wysokości conajmniej kilkudziesięciu milionów. A MPEC jak wynika z raportu rocznego (raport roczny 2008) generował przychód w wysokości 73 milionów. 
Jak wobec tego spółka celowa może uzyskać  zysk operacyjny na poziomie minimum 100 milionów rocznie, bo conajmniej tyle potrzeba na pokrycie kosztu finansowego i amortyzacji? Taka konstrukcja oznacza więc kolosalną podwyżkę ceny dostarczanego ciepła.

I to by było na tyle, oczywiście pytania pozostaną bez odpowiedzi, ciepłownia powstanie, a mieszkańcy będą płakać i płacić. Bo jakże inaczej gdy po lecie przyjdzie mroźna zima.


piątek, 6 lipca 2012

Korki powstają zgodne z prawem i żeby ich nie było

Budowę buspasów przeklinają wszyscy: kierowcy, pasażerowie autobusów, piesi, rowerzyści. Pierwszy dzień robót: pogrodzone, ale nic się nie dzieje na budowie. Drugi dzień: gdzieniegdzie pojawiają się robotnicy. Kolejne dni: tam gdzie nie prowadzi się prac ustawia się a to jakieś baraki dla pracowników budowy, a to jakieś resztki krawężników z pozostałej części budowy... no ale jak mawia dyrektor Gustek nawet w obliczu najgorszych błędów "działania są zgodne z prawem". Tak, tak, proszę Państwa, Wy stoicie w korku zgodnie z prawem (Gustek) i po to żeby było lepiej (Grzymowicz)... a dokładnie żeby było lepiej niż jest gdy już zrobiono wszystko żeby było tragicznie.
Społecznicy, hamulcowi, niezależni eksperci, realnie podchodzący do tematu specjaliści są zgodni co do tego że korki biorą się głównie z tego że ruch blokuje się na skrzyżowaniach. Zasady tej nie są w stanie zrozumieć ratuszowi eksperci i w trakcie budowy buspasów - pomijając tutaj ich sensowność, gdy np. na Warszawskiej korki są dwa razy do roku tj. w piątek i sobotę w trakcie Kortowiady - popełniono sporo błędów:

1. Odcinek Warszawskiej (od stacji Neste do Obrońców Tobruku): do dziś nic się nie dzieje. Ustawiono pare betonowych obręczy, które równie dobrze mogłyby leżeć gdzie indziej. Ciężarówki nawiozły trochę błota. Jadący z południa mieliby możliwość skorzystania z dodatkowych 4 pasów zjeżdżając na drugą stronę jezdni przy zjeździe w okolicy stacji Neste, dzięki czemu sznur samochodów szybciej rozjeżdżałby się w różnych kierunkach. Przy okazji braku realnego zjazdu na wysokości stacji już całe tygodnie i zaraz miesiące tracą obie stacje paliw i pracownicy (tej która nie jest samoobsługowa), którzy prawdopodobnie zostaną zwolnieni z pracy(!)

2. Odcinek Warszawskiej (od Armii Krajowej do Jagiellończyka) - na długo był zawężony do dwóch pasów mimo że przez kilka tygodni tam nic się nie działo. Taka zmiana nikomu nie przynosiła korzyści, nawet samej firmie wykonującej przebudowę, bo wtedy jeszcze byli z robotami gdzie indziej!

3. Przebudowa - czym chwalą się przedstawiciele MZDiM - polega na wymianie nawierzchni drogi na całej jej szerokości. UWAGA! Za Wasze pieniądze, robi się remont czegoś co nie wymaga remontu. Proszę wskazać odcinek który jest lepiej utrzymany niż Warszawska przed remontem. Tymczasem wiele ulic to prawdziwe pobojowiska: Partyzantów, Towarowa, Leonharda, itd.

Ten odcinek zamknięto by przynajmniej na dwa miesiące postawić tu toi toia tudzież innego klipklopa. Ze względów kulturalnych nie napiszę co się udało zrobić na tym odcinku przez bite dwa miesiące.

Gdy posłucha się vox populi wydaje się że betonowy Prezydent zostanie wywieziony na taczce. Z drugiej strony wyborcy mają krótką pamięć. Wydaje się że Bob Budowniczy zwany dziś częściej "Korki" przyjął mądrość z żydowskiego dowcipu:

Mosiek: Oj Rabinie, Rabinie, tak nie dobrze mi w tym małym mieszkaniu, bo ciasno!
Rabin: Mośku, kup sobie koze.
Mosiek kupił koze i przychodzi do Rabina.
Mosiek: Rabinie, Rabinie, ale już nie wytrzymam tak ciasno w tym mieszkaniu z tą kozą! Rabin: Mośku, sprzedaj kozę.
Mosiek sprzedał kozę.
Rabin: ...I jak Mośku? Dalej ciasno?
Mosiek: Nie no Rabinie, od kiedy sprzedałem kozę jest tyle miejsca! Dziękuję Ci Rabinie!
Piotr "Korki" Grzymowicz sprzeda nam kozę tuż przed wyborami prezydenckim, dlatego pamiętajmy że kiedyś nie mieliśmy kozy i było całkiem fajnie, a narzekaliśmy jedynie na źle ustawioną sygnalizację świetlną!

PS. Piotr Władysław Grzymowicz informuje na swoim blogu, że kiedy zacznie się nowy rok szkolny, to już połowa bus-pasów będzie skończona. A zatem – korzystajmy z wakacji!
Szkoda, że prezydent nie informuje kiedy te ulice będą oddane do użytku, a nie skończone. Bo licząc w ten sposób to niektóre odcinki wcale nie są w budowie. A zamknięte są.

wtorek, 3 lipca 2012

Na gapę: Zmiana za grosz

Dziś dwa pytania z cyklu "na gapę":
1. Ile zyskuje komunikacja miejska w Olsztynie na podwyżce cen biletów?
2. Kto może sobie na takie zmiany pozwolić poza ZKM?


Cena najpopularniejszego biletu tj. jednorazowego normalnego wzrosła z 2,40 zł do 2,90 zł, czyli o pół złotego w wielkościach absolutnych lub jak kto woli o 20,83% w ujęciu procentowym. A o ile wzrosły przychody ze sprzedaży? Czyli co dała podwyżka cen, która miała służyć załataniu dziury budżetowej olsztyńskiej komunikacji?
Odpowiedź? Prawie nic. Prawie, bo przychody z tytuły sprzedaży biletów jednorazowych miejskich, które stanowią 43,18% w całej sprzedaży, w stosunku IV kwartał 2011 do IV kwartału 2010 wzrosły... o 2,68%
Co to oznacza? Ano tyle, że z każdych 50 groszy które dokładamy w cenie biletu, ZKM zyskało 1 grosz!

Chcąc wytłumaczyć tą nieefektywność a pozostać w branży transportowej, należałoby porównać to do sytuacji w której klient zamawiający taksówkę na kurs spod ratusza do Wysokiej Bramy czeka na taksówkę którą korporacja ściąga na pusto z... ulicy Złotej, a więc prawie z Bartąga, a za kurs klient nie płaci opłaty za trzaśnięcie drzwiami a jedynie kilometrówkę za 300 metrów.

W skali makro - bo to dane o dużej skali jeśli zsumujemy te bilety - to tak jakby do przewozu kota z Olsztynka do Olsztyna wzywano pojazd z budapesztańskiego zoo.
Retorycznie zapytam: dlaczego korporacje taksówkarskie takich zleceń nie realizują a pani Krysia z Olsztynka poprosi o przewóz kota sąsiada gdy ten akurat będzie jechał w tym kierunku? Liczy się racjonalność, efektywność, oszczędność. Tym jednak muszą wykazać się mieszkańcy, przedsiębiorcy,ale przecież nie administracja.

ZKM i władza będzie się tłumaczyć "skomplikowaną księgowością" i innymi głupimi argumentami. Z ciekawszych i na początku wydawałoby się racjonalnym wydaje się ten mówiący o tym, że pasażerowie jeżdżący na bilety jednorazowe przerzucili się na bilety miesięczne... ale przyjrzyjmy się sprawie:
Ceny biletów miesięcznych wzrosły o kilkanaście procent: 15% na jedną linię, 12% sieciówka. Oczywiście można nagłośnić sprawę obniżki cen biletów (o 2%) na dwie linie. Pytanie tylko kto z nich korzysta? Ich udział w sprzedaży jest nieznaczny, zatem przyjmuję tutaj wzrost cen biletów miesięcznych o kilkanaście procent. Efektywność podwyżki w tej grupie jest wysoka. Moim zdaniem wynika to głównie z faktu że osoby które przed podwyżką korzystały z biletów miesięcznych nie mają zbytniej alternatywy (nie mają samochodu, a pieszo czy rowerem jest za daleko) lub jak kto woli elastyczność cenowa popytu w tej grupie jest niska. Podwyżka o kilkanaście procent w tej grupie dała podobny wzrost przychodów.

Pośrednią grupą są jeszcze bilety okresowe. To nieznaczna grupa bo przychody ze sprzedaży tego rodzaju biletów stanowią zaledwie 1% całości przychodów ze sprzedaży. Efektywność tej podwyżki też jest niska: warto zauważyć że 8,5-procentowy wzrost przychodów został wygenerowany podwyżkami od 11,1% (jednodniowe) do 33,3% (trzydniowe). Przy tak ogromnej dysproporcji należy przypuszczać że w znacznej części wzrost przychodów w tej grupie wynikał z ucieczki od biletów jednorazowych. Tyle że to szczegóły, bo właśnie 1% przychodu ZKM.

Jeśli chcemy poznać całkowitą efektywność podwyżki bazujmy na całkowitych przychodach ze sprzedaży. Te po podwyżce wzrosły o 7,65%, a o ile wzrosła cena Waszego biletu?

Posesyjne zadanie dla studentów radnego Gornowicza, który to tak przekonywał innych radnych, że ta podwyżka ma sens:

Wynik daje odpowiedź na pytanie ile ZKM zyskuje na tym, że płacę więcej.