poniedziałek, 8 października 2012

Beton we mgle niejasności

Dziś gościnnie artykuł Suchara z Forum Rozwoju Olsztyna.

Kilka dni temu potwierdziły się informacje, że dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie – Marek Marcinkowski będzie nadal stał na czele MOKu. Prezydent uznał, że Marcinkowski, który sprawuje swoje stanowisko już 12 lat powinien nadal je piastować. Mimo iż obecny dyrektor był wielokrotnie krytykowany przez przedstawicieli olsztyńskiej kultury za sposób w jaki kieruje działalnością MOKu, nie stracił zaufania Piotra Grzymowicza. Sam Prezydent jest tak zadowolony z pracy dyrektora, że zwrócił się aż do samego Ministerstwa Kultury z prośbą o przedłużenie kontraktu Marcinkowskiemu bez przeprowadzania konkursu.


Foto: zdjęcie pochodzi z serwisu Olsztyn24.com, a konkretnie z "Myśliwskich fanfar na inaugurację OLA"

Nie zamierzam oceniać, czy Marek Marcinkowski prawidłowo wywiązuje się ze swoich obowiązków, ani też czy powinien dalej zasiadać w fotelu dyrektora. Chciałbym natomiast w niniejszym artykule poruszyć kwestię standardów dotyczących jawności i przejrzystości w działalność władz Olsztyna. Niestety standardów dość niskich.

Czy osoba zatrudniona przez 12 lat i opłacana z publicznych środków nie powinna podlegać okresowej kontroli? Jak wspomniałem, Prezydent Olsztyna ocenia działalność Marcinkowskiego bardzo wysoko. Ponoć na jego temat wypowiadał się pozytywnie związek zawodowy, Polscy Artyści Muzycy, Warmińsko-Mazurski Oddział Polskiego Oddziału Chórów i Orkiestr, a także Klub Plastyków Amatorów "Sąsiedzi" oraz Towarzystwo Muzyczne. Zatem skoro jest tak świetnie, dlaczego nie przeprowadzono konkursu? Przecież tak doskonały kandydat jakim wg. Prezydenta oraz rozmaitych środowisk twórczych jest Marek Marcinkowski, wygrałby w cuglach. Również sam kierownik MOKu ma o sobie doskonałe zdanie. Potwierdza to jego wypowiedź udzielona Gazecie Wyborczej: „w konkursie rzeczywiście nie wziąłbym udziału. Uważam, że jestem zawodnikiem, który zasłużył na prawo do finału bez udziału w eliminacjach.”

Hipotetyczny udział Marcinkowskiego w konkursie oraz brak elementarnej skromności pomińmy milczeniem. Niestety milczeniem nie możemy pominąć faktu, że kierownik ważnej instytucji swój urząd będzie sprawował przez kolejny okres, bez poddania jego umiejętności i dorobku jakiejkolwiek ocenie z zewnątrz. Prezydent nie poczuwa się do tego, aby po 12 latach pracy Marcinkowskiego sprawdzić, czy w Olsztynie nie ma od niego lepszych kandydatów na dyrektora MOKu. Konieczność przeprowadzenia konkursu na kierownika placówki, która zajmuje się wspieraniem kultury w wojewódzkim mieście, powinna być dla Grzymowicza oczywistością, w szczególności, gdy nie wszyscy pieją z zachwytu nad obecnym dyrektorem. Co z tego, że przepisy przewidują możliwość przedłużenia kontraktu w specjalnym trybie? Jak już pisałem, chodzi mi o kwestię standardów, które powinny być w pewnych sytuacjach bezwzględnie przestrzegane. To że Prezydent ma tak dobre zdanie o pracy swojego podwładnego, nie ma żadnego znaczenia, bo w tym wypadku chodzi po pierwsze o samego dyrektora, a po drugie mamy do czynienia z ważną instytucją publiczną jaką jest niewątpliwie Miejski Ośrodek Kultury. I poddając krytyce decyzję Grzymowicza nie trzeba od razu odnosić się do elementarnych zasad demokratycznego państwa oraz używać wielkich słów. Wystarczy powołać się na zwykłą przyzwoitość. Takim przejawem przyzwoitości byłby właśnie konkurs, do którego każdy chętny mógłby się zgłosić i dać pokonać Markowi Marcinkowskiemu (chyba że obecny dyrektor spełniłby swoją zapowiedź i zrezygnował z walki o fotel dyrektora).

Podobny problem z przestrzeganiem standardów dotyczących jawności życia publicznego mają także nasi radni. W olsztyńskich mediach regularnie przerabiana jest kwestia imiennego głosowania w Radzie Miasta. Ostatni raz gorąca dyskusja na ten temat toczyła się w kwietniu bieżącego roku. Radni podebatowali, gazety opisały, a informacji na stronie internetowej Biuletynu Informacji Publicznej o tym, kto i jak głosował nadal nie ma. Rada Miasta urzęduje w wyremontowanym za ciężkie pieniądze budynku, wyposażonym w nowoczesny sprzęt, który bez problemu pozwala na sprawne protokołowanie w jakich okolicznościach i za czyim poparciem zapadła dana uchwała. Brak możliwości sprawdzenia jak głosują radni w poszczególnych sprawach, uniemożliwia kontrolę działalności wybranych przez nas samorządowców. Aby móc w pełni stwierdzić, czy dany radny sprawuje swój urząd zgodnie z naszymi oczekiwaniami nie wystarczy znajomość uchwał, które popierał, czy którym się sprzeciwiał podczas głosowania. Jednakże bez powyższej wiedzy nie jesteśmy w stanie rozliczyć radnych z ich pracy. Nie oszukujmy się - obecny stan rzeczy jest im na rękę i mimo składanych przez nich obietnic nie wierzę, że już wkrótce powszechnie dostępne będą protokoły ze szczegółowymi wynikami głosowań. Przypominam, że nie trzeba żadnej rewolucji. Wystarczy niewielka zmiana statutu miasta, która da mieszkańcom naprawdę wiele. Brakuje tylko woli radnych. I nie chcę roztrząsać, czy problem pozostaje nierozwiązany z winy przewodniczącego Rady – Jana Tandyraka czy innych polityków. Mieszkańców nie powinno to w ogóle obchodzić. Tak jak w przypadku Marka Marcinkowskiego Prezydent zapomniał, że warto być przyzwoitym, tak i radni nie chcą być przyzwoici w stosunku do nas. Staną się dopiero wtedy, gdy będą mieli odwagę ujawnić jak głosują, czyli tak naprawdę zaczną rzetelnie wywiązywać się ze swoich obowiązków.

To jak w niejasny sposób zapadają decyzje w olsztyńskim Ratuszu, można również zaobserwować przyglądając się przebiegowi konsultacji społecznych dotyczących niektórych miejskich inwestycji. W 2011 roku Ratusz rozpoczął konsultacje w sprawie Parku Centralnego. Powstanie parku miała poprzedzić szeroka debata na temat jego przyszłego wyglądu, funkcji itp. Inauguracja konsultacji nastąpiła 25 czerwca 2011 roku, podczas festynu „Zaplanuj Park Centralny”. W trakcie imprezy przeprowadzono ankietę (na zadane pytania odpowiedziało 168 osób), dzięki której Urząd Miasta miał uzyskać wstępną odpowiedź, jak ma wyglądać przyszły park. Ankieta dostępna była również do końca sierpnia 2011 roku w formie elektronicznej. Równocześnie Ratusz zachęcał do przyłączenia się do Grupy Liderów Społecznych, której zadaniem miało być wskazanie kierunków zagospodarowania parku. I na tym historia konsultacji w sprawie Parku Centralnego się kończy, a raczej niespodziewanie urywa. Do powstania Grupy Liderów Społecznych nie doszło, nie wiadomo też, czy wzięto pod uwagę wyniki ankiet. Mimo że na internetowej platformie konsultacji społecznych kilkanaście razy zadano pytania dotyczące dalszego losu dyskusji nad wyglądem nowego parku, do dzisiaj ze strony Ratusza nie padła żadna odpowiedź. A jak dobrze wiemy roboty budowlane za Alfą trwają już od kilku miesięcy, zaś park ma powstać do końca października 2013 roku. Nie mogę powiedzieć, że w tym wypadku Urząd Miasta zapomniał o mieszkańcach. On ich po prostu bezczelnie zignorował.

Podobnie wyglądały tzw. prekonsultacje w sprawie Koszar Dragonów. W czerwcu 2011 roku, w kamienicy Naujacka odbyło się otwarte spotkanie z dr. Andreasem Billertem, specjalistą od rewitalizacji miast. Wykład dr. Billerta miał zapoczątkować cykl spotkań, dzięki którym władze miasta wspólnie z mieszkańcami Olsztyna przygotowałyby koncepcję rewitalizacji zrujnowanych budynków. Trzy miesiące później, na terenie samych koszar miała miejsce konferencja połączona z wystawami i koncertem muzyki elektronicznej. Wszystko po to, aby przyciągnąć Olsztynian, zachęcić ich do udziału w debacie. Sam byłem uczestnikiem tego spotkania i muszę przyznać, że wierzyłem, iż konsultacje będą kontynuowane. Niestety i tym razem srogo się rozczarowałem. W styczniu bieżącego roku Pani Izabela Rudzka z Biura Strategii Rozwoju Miasta, zapewniała na platformie konsultacji społecznych, że „w Urzędzie Miasta Olsztyna trwają prace nad uszczegółowieniem harmonogramu realizacji dalszych etapów procesu rewitalizacji Koszar Dragonów”. Do sprawy Ratusz miał powrócić wiosną, bo jak dalej tłumaczyła Pani Izabela „miesiące zimowe nie są zbyt dobrym okresem na wszelkie spotkania, szczególnie plenerowe”. Jak widać wiosna i lato w tym roku nie okazały się sprzyjające dla olsztyńskich urzędników. Od stycznia Urząd Miasta milczy w sprawie koszar.

Oczywiście ktoś mógłby uznać, że Ratusz i tak robi nam łaskę, że w ogóle chce dyskutować z mieszkańcami o pewnych inwestycjach i mimo niedokończonych konsultacji powinniśmy się cieszyć, że przeprowadzono jakiekolwiek spotkania z mieszkańcami. Mnie jednak takie tłumaczenie nie zadowala. Wolałbym, aby konsultacje w sprawie Parku Centralnego czy Koszar Dragonów w ogóle się nie odbyły. Ratusz zaoszczędziłby dzięki temu nasz czas i co najważniejsze nasze pieniądze.

Tak naprawdę nie wiemy, po co w ogóle odbyły się wspomniane konferencje, festyny, wykłady. Nie mamy pojęcia, co olsztyńscy urzędnicy dzięki nim zrozumieli. Czy wnioski mieszkańców dotyczące zagospodarowania Parku Centralnego zostaną uwzględnione? Czy pracownicy Ratusza nauczyli się czegoś nowego podczas popołudnia spędzonego na debacie w koszarach? Pewne jest jedno – pieniądze zostały wydane. Nie dysponujemy przecież żadnymi oficjalnymi dokumentami (a przynajmniej ich nie opublikowano), które podsumowałyby przeprowadzone „pseudokonsultacje”. Sprawa się rozmyła i po roku mało kto pamięta, że pewnej ciepłej soboty Ratusz zorganizował rodzinny festyn, który ponoć miał jakiś cel.

Zdaję sobie sprawę, że podobnych przypadków jest o wiele więcej. Opisany problem nie dotyczy tylko Olsztyna. Martwi jednak to, że nie dopominamy się o przejrzystość w życiu publicznym. Dzięki temu rządzący czują się coraz silniejsi, nie mają skrupułów, aby podejmować decyzje z naruszeniem pewnych niepisanych zasad.

Niektórzy mogą zapytać, co w takim razie robić? W sprawie Parku Centralnego wystarczyłoby zapytać na platformie konsultacji społecznych, dlaczego konsultacje nie są kontynuowane?
Owszem, takie pytania się pojawiały, lecz zadawało je nieustannie kilka tych samych osób, które są Ratuszowi doskonale znane. W sprawie Marcinkowskiego można wysłać mejla Prezydentowi. Zapewniam, że gdyby na skrzynkę Grzymowicza trafiło nawet kilkadziesiąt listów wyrażających niezadowolenie ze sposobu w jaki podjęto decyzję o przedłużeniu kadencji dyrektora MOKu, byłby to pewien znak, że mieszkańcy patrzą władzy na ręce.

Wiem, że wielu z naszych lokalnych polityków nie zmieni się pod wpływem krytyki mieszkańców, czy społecznego ostracyzmu. Wystarczy jednak, jeśli będą mieli oni poczucie, że nie tylko przyglądamy się ich działaniom, ale potrafimy wyrazić naszą dezaprobatę, gdy zachodzi taka potrzeba. Olsztyńscy rządzący muszą zdawać sobie sprawę z tego, że sposób w jaki podejmują decyzje ma istotny wpływ na to, czy otrzymają mandat w kolejnych wyborach. Nie możemy wymagać, aby nasze pieniądze za każdym razem były wydatkowane w mądry sposób, czy też aby stanowisko dyrektora miejskiej instytucji było obsadzane w wyniku rzetelnie przeprowadzonego konkursu, skoro nie rozliczamy samorządowców ze stylu ich działań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz