Rozwiązywanie nieistniejących problemów i prezentowanie tego jako uczciwie wykonaną pracę o znaczącym znaczeniu dla miasta to specjalność olsztyńskiego matrixu urzędniczego. W ostatnim czasie pojawiają się kolejne głośno odtrąbione sukcesy-ekscesy.
Przypadek nr 1:
Tajni kontrolerzy ZKM nie będą musieli kasować biletów w autobusach miejskich (!!!)
"Na co dzień sprawdzają to dwie osoby, które wsiadają do wybranych autobusów i przyglądają się pracy kierowców. - Do ich obowiązków należy kontrola punktualności przyjazdu autobusów na przystanki, czy kierowcy są schludnie ubrani, czy nie palą papierosów lub rozmawiają z pasażerami - wylicza Marta Bartoszewicz, rzeczniczka ZKM. (...)
Sęk w tym, że tajni kontrolerzy za każdą podróż autobusem muszą kasować bilety, czyli za 2,90 zł z budżetu ZKM, a więc miejskiej instytucji. - Przygotowany został projekt uchwały, który ma być głosowany na środowej sesji, który ma spowodować, że kontrolerzy będą mogli jeździć bez kasowania biletów - mówi Bartoszewicz."
Jest kilka ciekawych aspektów tej sprawy:
1. Pomysł jest tak prosty, że prezentowanie tego w mediach jako sukces świadczy o tym, że w ZKM naprawdę się nudzą. Przecież to oczywiste, że jeśli ZKM zleca MPK usługi przewozowe to w umowie powinno być zapisane, że kontrolerzy ZKM mogą jeździć za darmo. To , że tak nie było świadczy o zaniedbaniu , a sprawa powinna być załatwiona po cichu
2. Kontrolerów jest dwóch - może więc ZKM powinien im kupować sieciówki i było by po sprawie? To by nas podatników kosztowało taniej niż forsowanie specjalnej uchwały Rady Miasta. 30 dniowy bilet sieciowy kosztuje 110 zł. Skoro opłata za bilet trafia do MPK to i tak cała operacja polegała na przekazywaniu pieniędzy 220 (zł miesięcznie) z kasy ZKM do MPK, w sytuacji gdy jeden i drugi podmiot jest zależny od miasta i oba są dotowane przez miasto, to fakt, że przeleją miesięcznie 220 zł. między sobą nikomu by krzywdy nie zrobił.
A tak ? Uchwała rady miasta, ktoś napisał, ktoś sprawdził, radca prawny zaakceptował, ktoś wydrukował, wprowadził na obrady, radni poświęcili ileś tam czasu, potem trzeba dokument wdrożyć w życie. A potem jeszcze pani rzecznik Bartoszewicz ogłosiła to w mediach.
I w ten sposób góra urodziła mysz! A koszty? Ileś tam osób spędza swoje urzędnicze zawodowe na załatwianiu takich pustych spraw.
Cała operacja prezentowana jako COŚ, była tak naprawdę nic nieznaczącą z perspektywy miasta bzdurą, naprawieniem czyjegoś zaniedbania.
Przypadek nr 2:
Pomysł na poprawę 'dzieła pijanego projektanta - czyli ścieżka rowerowa na Wojska Polskiego.
W pocie czoła "wykreowano" problem, polegający na tym, że na odcinku 250 metrów ścieżka rowerowa dwukrotnie przechodzi z jednej strony drogi na drugą. Ponoć spowodowane było to brakiem miejsca na ścieżkę przy stacji benzynowej.
I wtedy właśnie przychodzi na odsiecz specjalny "oficer rowerowy" czyli Pełnomocnik Prezydenta Grzymowicza. W atmosferze ochów i achów dostarcza cudownego rozwiązania:
"To znak będący połączeniem dwóch innych, czyli C-16 [droga dla pieszych - red.] i T-22 [oznaczający, że zakaz wjazdu nie dotyczy rowerów] - mówi. - Jest stosowany właśnie w sytuacjach, gdy chodnik jest za wąski. Wprowadza go wiele miast." link
"To znak będący połączeniem dwóch innych, czyli C-16 [droga dla pieszych - red.] i T-22 [oznaczający, że zakaz wjazdu nie dotyczy rowerów] - mówi. - Jest stosowany właśnie w sytuacjach, gdy chodnik jest za wąski. Wprowadza go wiele miast." link
I w ten sposób tam gdzie było za wąsko na chodnik i ścieżkę obok siebie, chodnik i ścieżka będą biegły przez moment jednym pasem. Nasuwa się jeden komentarz - GENIUSZE! Tym bardziej, że rozwiązanie to wprowadza wiele miast. Jaki to wspaniały pomysł miał prezydent Grzymowicz z powołaniem oficera, który teraz realizuje przełomowe odkrycia w postaci przeglądania kodeksu drogowego i odszukiwania znaku o którym nikt inny nie wiedział!
A nie lepiej zamiast bawić się w oficerów dbać o to aby projekty były sensowne? Najpierw ktoś dumał nad głupim projektem, a potem inni zastanawiali się za nasze pieniądze jak to poprawić. Rewelacja!
Przypadek nr 3:
Portal olsztyn.com.pl donosi: "Zarząd Komunikacji Miejskiej w Olsztynie rozpoczął remont przystanków autobusów. Na pierwszy ogień poszły przystanki na Osiedlu Dajtki. Wiaty malowane są zgodnie z kolorystyką Systemu Informacji Miejskiej, na srebrno-zielone kolory."
Patrzę i oczom nie wierzę. Toż to siermiężny blaszany brzydal. Na dodatek w kolorze betonu ! Bo beton to ulubiony surowiec prezydenta :) Po prostu miasto - ogród, jak przyjemnie posiedzieć na takim wyremontowanym przystanku. To ma być remont? To już nawet PKP takich jaj z ludzi sobie nie robi. A poza tym czy istotą przystanku nie jest jego dobra widoczność? A tu kolor maskujący jakbyśmy się przygotowywali do wojny atomowej.
Powyższe przykłady poparte innymi obserwacjami olsztyńskiego matrixu skłaniają mnie do postawienia tezy:
To miasto zmarnieje, wyludni się i wyginie. Ewolucja niszczy głupich, nieproduktywnych, zacofanych.
Te miasto jest też pełne takich idiotów, którzy piszą tego typu bzdety. Jakbyś ruszył trochę głową to byś jednak doszedł do wniosku, że ta wiata autobusowa nie została jeszcze do końca odnowiona. Dno i wodorosty.
OdpowiedzUsuńMatrix jak widać kulturą nie grzeszy :) Ale za to widać, że jest rozwścieczony jak się o nim pisze.
UsuńA poza tym jak się nie podoba to nie czytaj skoro nic mądrego sam nie napiszesz
Jeżeli jest to dno i wodorosty to po co się chwalić czymś co nie jest kończone ?
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy jak zobaczyłem ową wiatę zastanawiałem się: czy w ogóle ktoś ją odnawiał? Przecież to wygląda jak późny Gierek albo i gorzej. A kolega co to o bzdurach pisał, to chyba ma na myśli, że lokalna hołota wskoczy na przystanek i otaguje cały, wtedy będzie wyglądał jak dokończony.
OdpowiedzUsuńSkoro przystanek jest w remoncie to dlaczego nie jest ogrodzony?
OdpowiedzUsuńPan pełnomocnik rowerowy przynajmniej coś próbuje, a że mają go głęboko zadzie to już inna sprawa.
OdpowiedzUsuńJak sie Olsztyn za jakies 50-100 lat calkiem wyludni zgodnie z przepowiedniami autora zostaniemy wreszcie atrakcja turystyczna i to na skale swiatowa. Bede przyjezdzaly wycieczki, ogladaly puste miasto a przewodnik bedzie opowiadal: "A tutaj w tym budynku, z wysoka - zreszta bardzo slynna wieza - mieszkali prezydenci Olsztyna, ktorzy bardzo lubili beton i matrix a nie lubili mieszkancow miasta, ktorzy w roku 2050 wyprowadzili sie do Warszawy, Gdanska i Ostrody, ktora w nastepnym roku zostala zreszta stolica wojewodztwa" ;-)
OdpowiedzUsuńTemat rowerowy niestety jest opisany z błędami...
OdpowiedzUsuńW rozwiązaniu, które proponuję nie chodzi o zastosowanie kombinacji znaków C-16_C-13, jak wskazywałaby na to grafika w artylule... Marta Bełza w cytowanym artykukle wyraźnie wskazała na inną kombibnację, która nie jest już tak oczywista w "polskim kodeksie drogowym" i na razie nie jest masowo stosowana w polskich miastach.
Serio? To wychodzi na to, że blog znalazł najprostsze i najłatwiejsze rozwiązanie , oprócz C-16 i T-22 można jeszcze zastosować C-16_C-13 :)
Usuńniestety nie, ponieważ do zastosowania C-13_C-16 potrzeba co najmniej 2,5-3 metrów szerokości. Przy C-16+T-22 wystarczy minimalna szerokość chodnika = 1,5 metra. Jest różnica?
OdpowiedzUsuńTak więc przy tej okazji Oko Ekonomisty niczego nie rozwiązało.
w takim razie 'urrrrraaaaaa'! dziękujemy!! jesteśmy uratowani! uff o mało brakowało...
OdpowiedzUsuń